środa, 3 lipca 2013

1 - Breyer Weather Girl Partly Cloudy

Dopiero teraz mam chwilę czasu, by przysiąść na dłużej nad klawiaturą. Weather Girl przyszła do mnie już jakiś czas temu, jednak dopiero teraz będę mogła ją opisać- przynajmniej postaram się najlepiej, jak będę mogła. Choć gdy tylko na nią spojrzę, za każdym razem przebiega po mnie bezlitosny dreszcz ekscytacji.



Stała się moim marzeniem, od kiedy zobaczyłam jej podobizny w internecie, gdy w 2011 była częścią Treasure Hunt, o którym pewnie wszyscy już słyszeli- aby dostać czwartą, „tęczową” arabkę, należało kupić aż trzy pozostałe. Każda z arabek była na tym samym moldzie, różniły się jedynie malowaniem. Na początku w oko wpadła mi Sunny i to właśnie o niej marzyłam przez dłuższy czas. Dopiero po jakimś czasie odważyłam się przejrzeć galerię zdjęć Partly Cloudy- oczywiście cały czas utrzymując założenie, że będzie gorsza niż moja faworytka. Wtedy do mnie doszło, że myliłam się. Moja słabość do srokaczy w tym odcieniu zagłuszyła pragnienie posiadania Sunny. Od wtedy zaczęłam marzyć tylko o niej. Podczas gdy innym nie podobał się mold, poza, duży brzuch czy maść- dla mnie była (i jest!) moim własnym ideałem konia arabskiego.


Dotarła do mnie z Modellpferdeversand.de, w paczce wraz z Don Johnsonem ( którym będzie mowa być może w innej notce). Gdy zobaczyłam paczkę z jednej strony cieszyłam się jak głupia, że spełniło się moje marzenie. Z drugiej strony patrzyłam z prawdziwym przerażeniem na zdewastowaną paczkę- z dwóch stron była mocno wgnieciona. Widząc coś takiego przed oczami sam pojawiał się czarny scenariusz- zniszczona Weather, połamane nogi… Najszybciej, jak tylko się dało, zaczęłam otwierać karton, by sprawdzić skalę zniszczenia.



Gdy okazało się, że nic się nie stało, nastąpiło ogromne poczucie ulgi. A potem było już tylko lepiej. Doszło do mnie, że mam MOJĄ WŁASNĄ Weather Girl, o której marzyłam nieprzerwanie od tak dawna. Zaczęłam się cieszyć jak głupia, zupełnie zapominając o Don Johnsonie, który również był w tej paczce c;. Dopiero, gdy przez przypadek wypadł mi certyfikat o jego autentyczności, przypomniałam sobie o jego obecności. Na szczęście on również przyjechał cały i zdrowy.



Co mam o niej rzec… Uprzedzam, że moja opinia będzie bardziej subiektywna, jednak dla mnie jest po prostu IDEALNA! Może po prostu mam za mało breyerów, by wystawiać werdykt o jej dokładności, lub po prostu jestem zaślepiona poczuciem spełnionego marzenia- dlatego w moich oczach jest czymś więcej.


Co do szczegółów, które szczególnie mnie zachwyciły- po pierwsze są to oczy. Mają bardzo żywe spojrzenie, wzrok jest utkwiony w jednym punkcie- miła odmiana po dość sztucznym spojrzeniu Safiry c;. Oczywiście można się uczepić, że powinny mieć tęczówki, jednak nie będę się czepiać szczegółów. Są po prostu piękne.
Zachwyciła mnie też pomarszczona szyja- nadaje to niesamowitego realizmu rzeźbie.
Poza jest czymś, o czym niektórzy głośno dyskutują. Jak dla mnie jest to bardzo luźny, zrelaksowany kłus- można się odprężyć, wyobrażając sobie spokojne i rytmiczne bujanie jej bioder czy fazę „lotu” w jej kłusie. Dzięki temu wygląda jak żywa.


Co prawda nie mam dla niej jeszcze jej oficjalnego imienia, jednak podejrzewam, że zajmie mi to trochę czasu- nad imieniem dla Soothe Heaven myślałam dobre pół roku. A teraz jestem w dodatku tak oszołomiona jej pięknem, że nie jestem w stanie stwierdzić, jakie imię by jej go nie odebrało. 
PS: Przepraszam za tak małą ilość dość kitowych zdjęć, jednak jest to moja pierwsza "diorama" na jaką wpadłam. 

2 komentarze:

  1. Ona jest niesamowita, co nie? Na moją nadal nie mogę się napatrzeć :)
    Czy podmienić na ModeleKoni.pl link? Tamtego bloga już nie używasz?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna klacz, mam wrażenie że zaraz ucieknie mi z ekranu i pochasa po łące obok domu ^^, Gratuluje tak wspaniałego modelu i Pozdrawiam i zapraszam do mnie _
    http://darkpegasusstudio.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń